Krążyłem po mieście, które przez krótki czas było moim domem. Nic się nie zmieniło. Niczego nowego nie zauważyłem, a może nie chciałem zauważyć. Ludzie wciąż się gdzieś śpieszyli, gnali przed siebie nie zwracając uwagi na istotne rzeczy. Nie potrafili się zatrzymać i docenić tego, co ich otaczało, co posiadali. Zapominali, że gdy zwolnią najmniejsza rzecz sprawi im radość. Za to szukali ucieczki w pracy i problemach. Nie rozumiałem ludzi, a byłem Aniołem. Może niegdyś przychodziło mi to łatwiej, ale teraz czułem, że gubię się w ich zachowaniu, że nie pojmuję tego. Mieli tyle do stracenia i nie walczyli. Przecież czasu nie dało się zatrzymać. Trzeba było korzystać z każdej minuty życia. Dlaczego tego nie robili? Marnowali szansę.
Westchnąłem kolejny raz, mijając uczelnię, w której spędzałem tak wiele czasu, tam poznałem Lullaby i odkryłem prawdziwe życie. Rok na ziemi zmienił moje nastawienie, obudził uczucia. Prawie kolejny rok spędziłem w Niebie, tłumacząc się z własnego postępowania i obserwując Lullaby z góry. Dlaczego znów znalazłem się na ziemi? Bo Gabriel mi ufał. Mimo wszystkiego, co zrobiłem, podnoszę konsekwencje i on o tym wie. Będąc w Niebie, nie widzimy dosłownie wszystkich rzeczy, jakie się dzieją. Nawet jak kogoś obserwujemy. Tym bardziej nie słyszymy. Evan był niebezpieczny, ale będąc na górze, nie mogłem wiedzieć, co planuje. Musieliśmy zadbać o to, by się dowiedzieć. Dlatego wysłano mnie. Idąc wczoraj na jego zebranie wiele się dowiedziałem. Jego chory plan mógł skrzywdzić ludzi, zwłaszcza kobiety. Byłem pierwszym od setek lat, który stworzył półanioła. Zrobiłem to nieświadomie, ale moje dziecko nigdy nie miało stać się niebezpieczeństwem dla świata. Jeśli Upadły, w którym narodził się gniew, zło, stworzy potomka, nic dobrego z tego nie wyjdzie. Tak mówiły pisma z obserwacjami jeszcze z trzynastego wieku. Co innego, jeśli dziecko pozostanie poczęte z miłości.
Evan szykował wojnę. Upadli szukali rozrywki, więc zgadzali się bardzo łatwo. Aniołowie od wieków nie schodzili, by interweniować. To się nie mogło dobrze skończyć. Dziwię się, że Culley, który dołączył do Upadłych niedawno, już zapomniał o tym czego go od urodzenia uczyli w Niebie. Black, z którym się przyjaźnił, musiał mieć na niego taki wpływ. Narzucał mu coś, chociaż chłopak był tego nieświadomy. Nie sądzę, by tak po prostu wpakował się w takie bagno. Sam nie wiem dlaczego zszedł na Ziemię. Zwykłe pobudki były tego warte? Nie rozumiałem go i teraz nie miałem okazji, byśmy porozmawiali. Były ważniejsze sprawy, które spadły mi na barki i musiałem się nimi zająć.
Dotarłem pod dom, gdzie w oknach paliło się światło. Wsunąłem do kieszeni ręce i westchnąłem smutno. Wspomnienia zabolały. Pojawiły się w mojej głowie, przywołując obrazy z dobrych chwil. Chciałbym móc wejść do środka i zostać już na zawsze, lecz na razie nie było takiej opcji. Poznam córkę, zamierzam dzisiaj to zrobić. Lullaby za chwilę powinna pójść spać. Może nie byłem książkowym wampirem, ale potrafiłem poruszać się cicho, tak by nie obudzić żony.
Podszedłem do drzwi i powoli je uchyliłem. Nie robiąc hałasu, wszedłem do środka. Wydawało mi się, że Lullaby chodzi po piętrze. Słyszałem, że śpiewa. Tak, to ona. Stanąłem przy schodach i słuchałem, jak usypia nasze dziecko. Wcześniej obawiałem się, że może w domu będzie jeszcze Shay z Thomasem, ale chyba wrócili do siebie. Cieszę się, że ta rodzina tak bardzo się wspiera. Przynajmniej nie są sami.
Światło zgasło, drzwi skrzypnęły. Nie poszedłem od razu na górę, a skierowałem się do salonu. Powiedzieć, że nic się nie zmieniło to kłamstwo. Fortepian był zawalony nie tylko nutami i tekstem, a także zabawkami. Na kominku stały ramki ze zdjęciami, a wszędzie walał się świat mojej córki. Ukucnąłem i dotknąłem małego, białego misia, który leżał przy stoliku. Powoli położyłem go na kanapie, uśmiechając się pod nosem. Dobrze się tu czułem. Tu było moje miejsce. Potrzebowali mnie, ja potrzebowałem ich. I znów. Ta świadomość, że nie mogłem zostać, spowodowała ból w moim sercu. Może za kilka miesięcy, gdy powstrzymam Evana i przekonam Gabriela… Może wtedy.
Usiadłem przy fortepianie, biorąc do rąk teksty. Powoli studiowałem zapisane starannym pismem, słowa i uśmiechałem się. Wena mojej ukochanej wróciła, a ona to pięknie przelewała na papier. Takiej Lullaby mi brakowało. Wreszcie obudziło się w niej życie, płomyk nadziei, który zgasiłem, gdy odchodziłem. Ciężko było patrzeć, jak snuje się z kąta w kąt, smutna i zapłakana. Cicha… To nie była ona.
Kiedy wiedziałem, że Lullaby zasnęła, poszedłem na górę. Cicho stawiałem kroki, by nikogo nie zbudzić. Pokój Lallie znajdował się zaraz obok, a drzwi były uchylone. Powoli wszedłem do środka. Lampka na białej komodzie stała zapalona, oświetlając pokoik. Skierowałem się do białego łóżeczka, które stało pod ścianą ze zdjęciami Lullaby w ciąży i małej zaraz po urodzeniu. Lallie miała już tydzień.
Pochyliłem się nad nią. Spała jak mały anioł, otulona różowym kocykiem. Była drobna jak kruszynka. Delikatnie, ledwo wyczuwalnie, dotknąłem palcami jej policzka i uśmiechnąłem się, czując w sercu ciepło. Była nasza. Niezaprzeczalnie nasza. Cud, który razem stworzyliśmy. Ukucnąłem, opierając czoło o szczebelki łóżeczka.
– Kocham cię, Lallie. Pokonam każdy trud, by z wami zostać. Obiecuję ci to, wiesz? Jestem twoim tatą i moje miejsce jest tutaj. Nie zawiodę cię. Mama będzie cię chronić do czasu, gdy nie wrócę, ale to nie potrwa długo. Jesteś najpiękniejszym dzieckiem na ziemi – powiedziałem cicho. Być może brzmiało to egoistycznie i twierdził tak każdy ojciec, a ja jako anioł nie powinienem, ale teraz miałem prawo i nikt mi nie mógł tego odebrać.
Patrzyłem na mój skarb, nie mogąc się nacieszyć tą chwilą. Była spokojna, czasem tylko zamlaskała, poruszając rączką. Gdybym mógł zostać, delikatnie bym ją kąpał, uczył się przewijać, patrzył jak Lullaby ją karmi, chodził na spacery i opowiadał o pięknym świecie, jaki ją otaczał. Wszystko było przed nią.
– Co ci się tam śni, skarbie? – spytałem, całując ją w czoło.
Opuściłem pokój Lallie, by po cichu zajrzeć do żony. Uchyliłem drzwi i zobaczyłem ją, śpiąca na środku łóżka, wtuloną w moją koszulkę. Oddychała spokojnie, a ja nie mogłem się na nią napatrzeć. Przepiękna. Najspokojniej jak potrafiłem, usiadłem na brzegu łóżka i silą woli powstrzymywałem się, by nie wziąć żony w ramiona. Chciałem tylko ją podziwiać, napatrzeć się.