wtorek, 5 kwietnia 2016

|08| Little Things.

grafika baby, cute, and pink
Lullaby
Okropny ból, przeszywający moje ciało, nasilał się z każdą chwilą. Ledwo łapałam oddech. To uczucie można było porównać do rozrywania, rozciągania. Zaciskałam zęby, jęcząc i płacząc. Mokre włosy kleiły mi się do czoła. I mimo tego wszystkiego, to była najlepsza chwila w moim życiu.
– Weź oddech i jeszcze raz – słowa lekarki były szumem, jakbym słyszała je gdzieś z oddali.
Ściskając rękę mamy, błagam w myślach o koniec. Nie miałam już siły. Poród zaczął się w dzień, była to sobota. Akurat pomagałam Thomasowi odrabiać lekcje. Podniosłam się po telefon, gdy dostałam pierwszy skurcz. Potem, gdy mama wpadła do salonu, słysząc mój krzyk, obie wiedziałyśmy, że już się zaczęło. Wszystko szło jak należy. Karetka, uspokajające słowa, przygotowanie… W czasie tego do głowy przebiła mi się myśl o Louisie. Będzie dobrze, bo on nad nami czuwał. Może go nie czułam, ale wiedziałam, że był obok. Ta świadomość dodawała mi ogromnej siły i motywacji. Chociaż byłam wyczerpana.
Płacz rozległ się pięć minut po siedemnastej. Odetchnęłam głęboko, opadając bez sił. Uśmiechnęłam się pod nosem, chyba dałam radę. Niedługo później położna pochyliła się nade mną i powoli podała maleństwo. Moja córeczka była przepięknym dzieckiem, nie widziałam też w niej niczego, co mogłoby być dziwne dla… ludzi.
– Witaj na świecie, Lallie Tomlinson – szepnęłam, a ona zacisnęła rączkę na moim palcu.
Uśmiechnęłam się, tuląc ją bardzo delikatnie. Byłam dumna i cholernie szczęśliwa, trzymając w ramionach dzieło moje i Louisa. Trzymałam półanioła i widok mojej córki nieróżniącej się od człowieka, uspokajał mnie. Była wyjątkowa, czułam to od pierwszej chwili. Tak chyba uważała każda matka, lecz w moim dziecku to było prawdziwe. Przecież nie była zwykłym człowiekiem. Jej dusza w połowie stanowiła część nieba, którą podarował jej ojciec. Nie wyobrażałam sobie, że moje życie potoczy się w taki sposób, w tak niezrozumiały i przedziwny, ale nigdy nie cofnęłabym czasu. To wszystko co się stało, pozwoliło mi stać się silniejszą, mądrzejszą i szczęśliwą. Nauczyłam się mocno trzymać nadziei. Czasem nadzieja zwalcza więcej niż jakikolwiek lek.
Spojrzałam zmęczonym wzrokiem na mamę, a ona uśmiechnęła się ciepło. W tym momencie jej wsparcie było nie do opisania. Dodała mi siły i po długich godzinach, urodziłam najpiękniejszą dziewczynkę na ziemi i w niebie.

~*~
Minęło kilka godzin, trwały też badania, spałam… Ale gdy już dostałam moje dziecko, nie mogłam się na nie napatrzeć. Lallie leżała w moich ramionach i słodko spała. Chyba każda matka czuje w takiej chwili rozpierające szczęście. Mimo trosk i kłopotów, nic nie przygasza radości z narodzin dziecka. Wszystko zganiało zmęczenie na dalsze tory. Gdy dowiedziałam się, że Lallie jest okazem zdrowia, kolejne zmartwienie prysło jak bańka mydlana. Na dodatek wydawała się bardzo spokojnym maleństwem.
Poprosiłam mamę i brata, żeby wrócili do domu i odpoczęli. Sytuacja była opanowana, nie chciałam ich tu przetrzymywać. To była bardzo długa sobota  z ogromnymi wrażeniami, ale szczęśliwym finałem. Podziwiałam córkę, coraz bardziej upewniając się w fakcie, że była podobna do Louisa. Nosek był na to największym dowodem. Chciałabym wiedzieć, co teraz czuje, czy się cieszy, a jeśli tak, to chciałabym zobaczyć jego uśmiech, sięgający oczu. Brakowało mi go tutaj z nami. Nie miałam pojęcia ile jeszcze mam czekać, ale on wróci, w odpowiednim momencie.
Dotknęłam ustami czoła mojej dziewczynki, na co od razu się poruszyła, ale nie obudziła. Próbowałam dojrzeć w niej coś nadzwyczajnego i wciąż nic takiego nie wpadało mi w oczy. Była półaniołem, więc czym się odróżniała? Była nieśmiertelna? Jej serce biło, ale może to nie miało znaczenia. Miała skrzydła? Tego nie wiedziałam. Skrzydła Louisa też nie były tak po prostu widoczne. Jakaś mała obawa wciąż siedziała w moim sercu. Nie miałam pojęcia czego mogę się spodziewać po własnym dziecku, ale moim zadaniem była ochrona Lallie.
Po porannym karmieniu, sama zjadłam śniadanie. Lallie nie spała, a leżała w inkubatorze obok, poruszając rączkami. Zapewne niedługo odwiedzi nas mama. Teraz będzie jeszcze bardziej troskliwa, z nią to ciężka sprawa, bo potrafi być naprawdę męcząco opiekuńcza.
– Ma pani odwiedziny. – Do sali zajrzała uśmiechnięta pielęgniarka.
Kiwnęłam głową, a ona opuściła pomieszczenie, przepuszczając w drzwiach mojego gościa.
– Hej, ma… Evan? – otworzyłam szeroko oczy, widząc blondyna stojącego naprzeciw mnie. To chyba żarty. Spodziewałam się każdego, ale nie jego. To chyba już ustaliliśmy. Miał się do nas nie zbliżać.
–Witaj – odezwał się z lekkim, ale irytującym mnie, uśmiechem na twarzy.
Niepewnie zerknęłam na maleńką, wszystkiego mogąc spodziewać się po Evanie. Niewiarygodne, że kiedyś tak bardzo mu ufałam. Skąd wiedział, że urodziłam? Skąd wiedział, w którym szpitalu jestem? Nie sądzę, by mama mu powiedziała. W końcu nie utrzymywali kontaktu od dawna. Mimo, że nigdy nie podałam mamie powodu naszego rozstania, nie pytała ale… Z drugiej strony wciąż mogła mieć dobre zdanie o Evanie.
– Och, z twojej twarzy można wyczytać wszystko – powiedział rozbawiony, zbliżając się do łóżka. – Twoja mama przypadkiem wpadła na mnie i podzieliła się cudowną wiadomością. Musiałem was w takim razie odwiedzić. Gratulacje, moja droga.
– Nie musiałeś – stwierdziłam twardo, ignorując jego uprzejmy ton.
– Urodziłaś półanioła. Na twoim miejscu uważałbym na dziecko. Dochodzą mnie słuchy, że szykuje się wojna. Puls ci skacze, skarbie. – Oparł dłonie o ramę łóżka.
Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na niego jeszcze bardziej zaskoczona niż wcześniej. Jaka, do cholery, wojna? O czym on mówił? Miałam prawo obawiać się Evana, zdawało mi się, że jest kompletnie… inny niż kiedyś. Zmienił się w lodowatą istotę z drwiną w oczach.
– Czy ty mi grozisz? – spytałam.
Za wszelką cenę chciałam ukryć drżenie głosu. Okazywanie strachu nie było dobrym sposobem na udaną konwersacje z wrogiem. Evan łatwo wyczuwał moje emocje i miał przewagę.
– Nie, Lullaby. Mogę was chronić – zapewnił, przesuwając palcami po metalowej belce. Zerknął na mnie z szelmowskim uśmiechem. – Zwłaszcza twoją córkę. Będzie mi kiedyś potrzebna, ale to w swoim czasie. Nie śpieszę się.
– Wyjdź stąd – syknęłam, mając dość słuchania jego herezji. – Zostaw mnie w spokoju, Evan. Doskonale wiesz, że nie pozwolę ci się zbliżyć do Lallie.
– Nie? – uniósł brew do góry. – A co może stanąć mi na drodze? – dodał, robiąc dwa kroki do przodu. W tym samym momencie uderzył w jakby niewidzialną szybę. Zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy. – Cóż, twój mąż jednak lubi krzyżować mi plany…
Nie miałam pojęcia co się stało i o co mu chodzi. Czy on naprawdę nie mógł się bardziej zbliżyć, czy tylko ze mnie drwił? Chociaż… Wyglądał na zniesmaczonego i niezadowolonego, nie udawał.
– O czym ty mówisz? Wyjaśnij mi to, proszę cię – mruknęłam, zerkając nerwowo na inkubator.
Evan odsunął się od niewidzialnej bariery i westchnął. Nagle jego dobry humor, z jakim tu przyszedł, ulotnił się.
– Nie wiem jak to zrobił, ale stworzył krąg, który nie wpuści żadnego Upadłego. To będzie trwało, aż Louis tego nie zniszczy. Dał ci ochronę – wypluł z siebie to ostatnie słowo, krzywiąc się.
– Nie rozumiem – przyznałam cicho. – To jest w ogóle możliwe? Jest w niebie, nie ma szans się do mnie zbliżyć.
Evan zmierzył mnie ostrym wzrokiem, powodując, że jeszcze bardziej zaczęłam się go bać. Mężczyzna, którego darzyłam zaufaniem, był teraz moim wrogiem, nieobliczalnym i niebezpiecznym.
– Najwidoczniej jest to możliwe. Jako Anioł ma prawo pojawiać się na Ziemi, niewidoczny, ale obecny. Masz inteligentnego męża, szkoda, że niewidzialnego – zaśmiał się gorzko. – Kto ci pomoże? Mamusia? Ciekaw jestem jak wytłumaczysz jej, że twoja córka, bo w pewnym momencie nie ukryjesz pewnych spraw, jest tym kim jest.
Przygryzłam dolną wargę, analizując jego słowa. Po części miał rację. Nie posiadałam żadnej wersji, którą mogłabym przedstawić mamie, ale nie wiedziałam też, czego mam się spodziewać. Co później? Jak będzie wyglądać Lallie? Louis zostawił mnie z ogromną niewiedzą, co jest okropne, ale nie winię go. Przecież nie miał pojęcia o naszym dziecku.
– Powiedz mi cokolwiek o półaniołach – poprosiłam, poddając się.
Jeśli ktoś mógł mi coś powiedzieć – to tylko Evan. Nikogo więcej z takiego środowiska nie znałam. I choć nie chciałam, nie miałam wyjścia. To on musiał mi zdradzić jakieś wieści.
– Co będę z tego miał? Ciebie? Chyba już za późno – zadrwił. – Widzisz, ja bym cię nie opuścił, nie odszedł. Byłbym tu fizycznie, a nie jak cień, który oblewa ściany. Ze mną również mogłabyś mieć dziecko. No, półanioła upadłego, ale czy to wielka różnica?
Westchnęłam zrezygnowana i zmęczona tym, co mówił. Wiedziałam, że on nigdy nie odpuści, zawsze będzie wracał do momentu, kiedy go zostawiłam.
– Evan, proszę. Nie  zmieniaj tematu. To jest przeszłość, a teraz tylko ty możesz mi pomóc i opowiedzieć o moim dziecku.
– Czyli jestem ci potrzebny? – Na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech, zignorowałam to od razu. Nie miałam ochoty na głupie gierki. – Cieszę się, że to przyznajesz. Mylisz się, że tylko ja jestem jedyny, który wiesz coś na ten temat. Otaczają cię Upadli i tego nie dostrzegasz.
– Jestem tylko człowiekiem – powiedziałam. – Ciesz się, że ty nim nie musisz być. Słuchaj, znam ciebie i ciebie proszę o informację. – Patrzyłam na niego z większą odwagą niż wcześniej i wiedziałam, że to dzięki barierze. Ona dawała mi bezpieczeństwo. W tamtej chwili byłam cholernie wdzięczna Louisowi.
– Twoja córka będzie miała dar. Nie wiem jaki, ale jest potomkiem Anioła, który przekazywał ci obrazy. Na dodatek bardzo dobrze słyszysz i widzi, co nie oznacza, że masz ją utożsamiać z wampirem. To nie jest Zmierzch, jej zmysły nie będą niezwykłe, po prostu wzrok nie będzie się psuł.
– A skrzydła? – zadałam to nurtujące mnie pytanie.
– Są, schowane pod skórą. Jest śmiertelna, tylko trudna do zabicia. Zwykła śmierć, taka jak wypadek samochodowy, czy choroba, nie są jej przeznaczone.
– Dziękuję – powiedziałam cicho i spojrzałam w stronę córki.

Teraz przynajmniej wiedziałam cokolwiek. To dawało mi jakąś pewność, odczuwałam ulgę. Nie była niewiadomą w moim życiu. 
Bohaterowie, nie wiem czy każdy widział :) http://droga-w-dol.blogspot.com/p/blog-page.htmlJuż w następnym rozdziale pojawi się Louis.

5 komentarzy:

  1. Ehh Evan... Mała już jest ❤ czekamy na Lou! Świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie urodziła Lallie :3 Ciekawie by było , gdyby miała bliźniaki :P . Rozdział genialny ! Czekam na Louisa <3

    OdpowiedzUsuń
  3. I Lallie jest na świecie :D świetny rozdział.. oczywiście czekam na Louiego <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :) I Lallie jest już na świecie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I w końcu nasz mały aniołek jest na świecie aljjdfjdfjdjdfjdf Kochana Lou ich chroni aww

    OdpowiedzUsuń